Wydana w czerwcu 1956 r. Struna światła była stosunkowo późnym debiutem – w momencie jej ukazania się Herbert miał już niemal 32 lata.

MACIEJ STANASZEK

Co prawda wcześniej publikował wiersze na łamach czasopism (od 1950 r.) oraz w poetyckiej antologii z 1954 r., ale czynił to bardzo oszczędnie. Nie bardzo mógł, a z czasem także zdecydowanie nie chciał prezentować swojej twórczości w czasach socrealizmu. Na dobre „ujawnił się“ więc dopiero w okresie „odwilży”, z kilkuletnim opóźnieniem, co miało tę zaletę, że dało mu czas na wyrobienie sobie własnej poetyki. Debiut Herberta – pierwotnie 40 wierszy, ze skazanym później na niebyt wierszem Epos – został szybko zauważony i bardzo dobrze przyjęty przez krytykę literacką. Podkreślano oryginalność tej poezji, choć np. Kazimierz Wyka dostrzegał w niej także wyraźne echa poezji Miłosza, Jastruna i Przybosia, „przepuszczonego przez Różewicza”. Wpływ tego ostatniego dostrzegało u Herberta wielu innych krytyków, podkreślając jednak często różnice.

Jaki był Herbert-poeta na początku swej drogi? Po pierwsze, przywiązywał o wiele większą wagę do regularności formy, niż to czynił kiedykolwiek później. Ktoś, komu Herbert kojarzy się przede wszystkim z Panem Cogito, może się głęboko zdziwić, czytając po raz pierwszy Strunę światła (nietypową także z racji tytułu, który nie pochodzi od żadnego z wierszy, będąc jedynie fragmentem Lasu Ardeńskiego). Przecież tu co najwyżej siedem wierszy (z trzydziestu dziewięciu) nie wykazuje praktycznie żadnej regularności rytmicznej – podczas gdy później tego typu utwory będą stanowiły zdecydowaną większość w każdym z tomików, a w okresie największej dominacji wiersza wolnego u Herberta (czyli właśnie w czasach Pana Cogito) zepchną wiersze regularne na bardzo cienki margines. Jednak na razie forma – zwłaszcza rytm, w nieco mniejszym stopniu rymy – ma dla Herberta duże znaczenie.

Jednak nie tylko forma odróżnia Strunę światła od późniejszych tomów. Jest w niej ponadprzeciętnie dużo wierszy, w których Herbert wraca do przeszłości – i to zarówno tej niedawnej, czyli II wojny i czasów tuż po niej, jak i tej zamierzchłej, a więc antyku, z którym będzie odtąd „dyżurnie” kojarzony. Pierwsze utwory (jest ich siedem) otwierają cały tom, a drugie są rozsiane po nim, najbardziej znane z nich to Do Marka Aurelego i Nike która się waha.

Słabiej reprezentowanymi, choć charakterystycznymi nurtami są w Strunie światła kwestie ludzkiego poznania i roli poezji. W Uprawie filozofii, beztytułowym utworze *** (Pryśnie klepsydra…) i Kłopotach małego stwórcy Herbert wyraźnie opowie się po stronie poznania zmysłowego, zwłaszcza za pomocą jego ulubionych zmysłów, dotyku i wzroku, a przeciw poznaniu wyłącznie intelektualnemu, o którym ironicznie się wypowiada w dwóch pierwszych wierszach. Z kolei poezji – zwłaszcza roli poety – poświęcony jest przede wszystkim Arijon, ponadto Napis, O Troi i utwór Poległym poetom. Herbert broni w swoich wierszach tego, co nazywa „cząstką irracjonalną w człowieku” i co w dużej mierze realizowane jest przez poezję.

Skąd się brało to częste spoglądanie w tył? Chyba z tego, że Herbert był człowiekiem mocno zakotwiczonym w przeszłości – i to zakotwiczonym podwójnie. Jedna kotwica, której nie wybierał, tkwiła w jego lwowskiej młodości, natomiast drugą, odziedziczoną częściowo po ojcu, zarzucał już sam w dno antyku – głównie grecko-łacińskiego. Z natury rzeczy ta pierwsza okazała się trwalsza – i najbardziej ujawniła swoją moc w ostatnim tomie poety, Epilogu burzy. Choć z drugiej strony w głowie czytelników i krytyków nadal tkwi głęboko kotwica antyczna, zapewne pod wpływem najbardziej znanych poezji z pierwszej połowy twórczości Herberta.

Wybrane wiersze z tomu Struna światła:

Dwie krople

Do Apollina

Do Marka Aurelego

Nike która się waha