Herbert rysował w czasie wszystkich podróży. Pozostawił blisko 300 szkicowników. Te rysunki dają nam jedyną i niepowtarzalną możliwość spotkania ze spojrzeniem poety.

EMILIA OLECHNOWICZ

Wielkie dzieła sztuki promieniują. Chyba każdy z nas zna to uczucie, kiedy jakiś obraz przyciąga nas do siebie z magnetyczną siłą. Bywa tak, że prawdziwym olśnieniem jest dla nas jakiś maleńki, niepozorny obraz nieznanego mistrza, jakaś tajemnicza martwa natura czy pejzaż jak ze snu.

***

Herbert: „natknąłem się na obraz nieznanego mi malarza. Od razu pojąłem, choć trudno byłoby to racjonalnie wytłumaczyć, że stało się coś ważnego, istotnego, coś znacznie więcej niż przypadkowe spotkanie w tłumie arcydzieł. (…) Doznałem niemal fizycznego uczucia – jakby ktoś mnie zawołał, wezwał do siebie. Obraz zapisał mi się w pamięci na długie lata – a przecież nie był to wizerunek twarzy o pałającym spojrzeniu ani też żadna dramatyczna scena, lecz spokojna, statyczna martwa natura”.

***

Bywa tak, że dzieło sprzed sześciuset czy siedmiuset lat mówi do nas naszym własnym językiem. Komunikuje nam jakąś prawdę o sobie. Jeśli się tak zdarzy, zobowiązani jesteśmy tę prawdę opowiedzieć. Dać jej świadectwo. Tym właśnie są podróżne szkicowniki poety. Są mianowicie świadectwem olśnień.

***

Herbert w czasie wszystkich swoich podróży rysował. Pozostawił blisko 300 szkicowników. Rysował to, co go uderzało, to, co chciał zapamiętać – fragmenty pejzażu, detale architektoniczne, czasem twarze. Z wielkich kompozycji malarskich wybierał szczegół – jakąś twarz, dłoń czy fałdę szat. Z Pokłonu Trzech Króli Bartolo di Fredi z Pinakoteki sieneńskiej – dużej, złożonej kompozycji – Herbert wybiera niespodziewany, zabawny szczegół: „uśmiechnięty” koński pysk w ozdobnej uprzęży.

Rysunki są robione na gorąco i to decyduje o ich charakterze. Nie są to wypracowane studia rysunkowe, ale notatki dla pamięci. Herbert nie lubił fotografii, nie lubił reprodukcji dzieł sztuki. Uważał, że nie są w stanie sprostać naszym olśnieniom. Nie są w stanie przechować – mówiąc językiem Rolanda Barthesa – punctum, tego, co nas uderza, tego ukłucia, które ofiarują nam pewne dzieła sztuki, pewne twarze, kolory, krajobrazy.

***

Rysunki Herberta dają nam jedyną i niepowtarzalną możliwość spotkania ze spojrzeniem poety. Studiując rysunki, widzimy to, co on widział – widzimy to, co zwracało jego uwagę. Przez chwilę patrzymy okiem Herberta na greckie pejzaże, włoskie miasta, obrazy Vermeera i Rembrandta. Mistrzowie renesansu, by wymienić tylko Leonardo i Albertiego, wiele uwagi poświęcali tajemnicy ludzkiego oka, tajemnicy widzenia. Oglądając rysunki Herberta, dotykamy tej tajemnicy.

Rysunki Herberta chwytają to, co najbardziej charakterystyczne, to, co najbardziej uderzające. Te sumaryczne, szybkie rysunki mają ostrość spojrzenia wielkiego poety. Mają intensywność widzianego w przelocie.

 

***

Może ciekawsze od podobieństw są różnice dzielące dzieło oryginalne od rysunku Herberta. Manierystyczny teoretyk Federico Zuccari rozróżniał disegno esterno: materialną podstawę dzieła, kreskę na papierze, czyli „ciało” rysunku i disegno interno: zawartą w nim ideę artysty, „duszę” rysunku. Bywa tak, że rysunek Herberta jest bliższy owej „duszy” niż „ciału” rysowanego dzieła sztuki. Wymowny jest rysunek na podstawie obrazu Perugina, Madonna z dzieciątkiem i świętymi z Pinacoteca Nazionale w Bolonii. Z całej kompozycji Herbert wybrał anioła w zbroi. Na obrazie Perugina jest to po prostu zamyślony chłopak ze skrzydłami. Ale na rysunku Herberta widzimy prawdziwego anioła. Różnica jest uderzająca, choć trudna do opowiedzenia. Herbert swoim rysunkiem „przeanielił” chłopca z obrazu Perugina.

W esejach Herberta uderza zmysłowość: poruszająco trafny zapis kolorów i smaków, barw i zapachów. Herbert pisze skórą. Wącha marmur, smakuje chianti, patrzy na skórę kobiet. Natomiast rysunki Herberta mają szczególną moc odcieleśniania. Rysowane przedmioty są odrealnione, pozbawione ciężaru. Formalne cechy tych rysunków – kaligraficzna linia konturu, brak modelunku światłocieniowego, wysmuklone zazwyczaj proporcje – to wszystko sprawia, że rysunki Herberta przemieniają konkret w ideał.

***

Rysunki Herberta są także – a może przede wszystkim – studium z patrzenia, studium z widzenia świata. Paul Valery w książce Degas, danse, dessin pisał: „Rysunek nie jest formą, ale sposobem widzenia formy” („Le dessin n’est pas la forme, il est la manière de voir la forme”). Ten, kto rysuje, patrzy uważniej, dużo więcej widzi, trafniej zapamiętuje. Rysownik zwraca uwagę na szczegóły, które umykają pobieżnemu obserwatorowi. Rysowanie uczy oko dyscypliny, precyzji. Rysunek to możliwość przedstawienia fragmentu świata na kartce papieru. Rysunek jest pasją szczegółu, czułością szczegółu.

***

Co ciekawe, stosunkowo rzadko Herbert rysuje to, o czym pisze.

Niewiele jest rysunków według ukochanego Piero della Francesca. Nie ma szkiców Sądu Ostatecznego Luki Signorellego z katedry w Orvieto. W szkicownikach sieneńskich nie odnajdziemy fresków Ambrogio Lorenzettiego w Palazzo Publico, którym Herbert poświęcił tyle uwagi w swoim znakomitym eseju. Nie ma Widoku miasta nad morzem i Widoku zamku nad brzegiem jeziora – dwóch maleńkich arcydzieł z Pinakoteki sieneńskiej. Nie ma Sasetty, u którego „nadrealiści mogliby się uczyć sztuki nadawania plastycznej realności cudom”, ani ulubieńca historyków sztuki Neroccia „o delikatnym kolorze i chińskiej precyzji rysunku”. W szkicownikach holenderskich nie dominują wcale – jak moglibyśmy się spodziewać – ani Vermeer, ani Rembrandt, ani Martwa natura z wędzidłem Torrentiusa.

Wyjątkiem są tutaj rysunki z ukochanej Grecji – bodaj najliczniejsza grupa szkicowników zawierająca rysunki Akropolu, pałacu w Knossos, murów cyklopowych w Mykenach oraz wiele rysunkowych „prób opisania pejzażu greckiego”.

***

Eseje i rysunki Zbigniewa Herberta łączy jedno: wielka intensywność. Intensywność przeżywania, intensywność studiowania, intensywność rozmowy z dziełami wielkich i małych mistrzów. I eseje, i rysunki Herberta opowiadają o spokojnym promieniowaniu arcydzieł – obojętnych na nasze spojrzenia, a przecież zdolnych je odmienić.

Pierwodruk: Emilia Olechnowicz, Promieniowanie. Strony ze szkicowników Zbigniewa Herberta, Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, Warszawa 2009.