Korespondencja rodzinna to zbiór ponad 400 listów, wymienionych przez poetę z rodzicami i siostrą, Haliną Herbert-Żebrowską.

ANDRZEJ FRANASZEK

Znajdziemy tu między innymi sporo szczegółów biograficznych, doty-czących np. pierwszego pobytu poety za granicą („Cóż za język, cóż za dziewczyny, cóż za wino. Przeżywam ciężkie pokusy i naprawdę nie wiadomo, co jest lepsze: los żebraka w Spoleto czy los notowanego poety nad Wisłą”) i związanego z podróżami dylematu: wracać czy zostać. Z Londynu w lutym 1959 r. pisarz prosi „uniżenie o przedłużenie rodzicielskiej wizy”, tłumacząc, że na ponowny wyjazd szanse będą mierne, no a poza tym: „przeżywam ostatnie lata mojej młodości, co pozwala mi dobrze znosić pewne trudy i niewygody związane z moją tu sytuacją. Za 5 lat mogę już mieć żonę, dzieci lub raka wątroby i nie będzie mi się chciało jechać 200 km autobusem i iść 10 km piechotą, żeby zobaczyć katedrę gotycką powiedzmy”. Kilka miesięcy później zawiadamia z Paryża: „trwam w niezłomnym postanowieniu powrotu na wiosnę, choć wieści dochodzące z kraju nie są zachwycające, a jeszcze podbarwione plotką straszą po nocach. Po dwu latach odzwyczaiłem się od tego, że polityka ma na los szarych ludzi ogromny wpływ i że całe masy ludzkie wyglądają jak pasażerowie tramwaju poddani tym samym wstrząsom”.

Bolesną ceną, jaką przyszło zapłacić „barbarzyńcy w ogrodzie”, jest chwila z 1963 r., gdy rodzina postanowiła opóźnić powiadomienie go o śmierci ojca. Wiedząc, że jest w szpitalu, 6 listopada Herbert pisze: „najważniejsze, żeby Tatuś czuł się dobrze: przede wszystkim nie cierpiał. Nie wiem, co to za bałwan powiedział, że cierpienie uszlachetnia”, ale listu tego już nie wysyła, bo w końcu dociera do niego wiadomość, że pięć dni wcześniej ojciec zmarł. „Kochany biedny mój Syneczku, Wiem, jak Ci ciężko i robisz sobie niepotrzebnie wyrzuty. Taka była wola Ojca, żebyś nie wracał do Kraju. Wiedział, ile musiałeś pokonać trudności w związku z wyjazdem. Twierdził, że byłaby to zbrodnia, wracając, gdyż pobyt za granicą to Twoja przyszłość. Cieszył się, że Ci było dane tam pracować, i wierzył, że znowu zdobędziesz sławę” – wyjaśnia matka i te zdania powinny zostać jeszcze jednym z dokumentów epoki podłej, gardzącej prawami i uczuciami jednostek.

Najciekawsza przecież w tym rodzinnym archiwum jest emocjonalna tonacja, zwłaszcza zaś związek syna i ojca, który z listów wyłania się jako człowiek bliski synowi, czuły i mający z nim dobry kontakt intelektualny, kompletujący ich wspólną bibliotekę, ponawiający zaproszenia, wspomagający finansowo, niezmiennie śledzący osiągnięcia i wierzący w powodzenie syna.

„Głowa do góry, syneczku. Mógł Churchill-polityk dostać nagrodę literacką Nobla – może ją dostać Herbert-kalkulator” – pisze z poczuciem humoru w 1953 r. W roku 1961 doradza, nie bez słuszności: „przeczytałem wtóry raz »Sienę« i myślę, że coś niecoś z historycznych powtórzeń można by skreślić bez szkody dla całości i z pożytkiem dla charakteru i myśli przewodniej książki, sądzę też, że więcej takich uroczych dygresji, jak scenka o sztuce smakowania wina, przyda książeczce powabu i urozmaicenia, których pożąda czytelnik”. Rok później z dumą odnajduje w „Observerze” artykuł Ala Alvareza, który w autorze Studium przedmiotu widzi „one of most original and impressive young poets in Europe” – przepisuje synowi fragmenty i dodaje: „ranga, jaką »Observer« zajmuje w prasie angielskiej, przyniesie Ci światowy rozgłos”. W tymże 1962 r. tytuł Księcia Słowa, przyznany Herbertowi przez ZSP, oraz drugie miejsce w emigracyjnym plebiscycie na książkę roku powoduje powstanie oko-licznościowego dyplomu: „Iżeś rozsławił nasze rodowe nazwisko bla-skiem swego talentu i zdolności a niemniej wytrwałą pracą i wysił-kiem niewolnym od ofiar i wyrzeczeń – ufundowana została w miejsce honorowych wyróżnień, serdeczna, choć skromna, wdzięczna, choć mała nagroda rodzinna […] zechciej od Kochających Cię przyjąć kochającym sercem. Dan w Sopocie, Kościanie i Otwocku. Rodzice i Siostra. Flota wpłynie do portu PeKaO nadbrzeże 1-15-156-226, gdzie zacumuje”.

Po śmierci ojca zawartość listów się zmienia. Matka, Maria, miewa stany depresyjne, kompensowane później nadaktywnością (ten syndrom stanie się bolesnym udziałem poety), ale widać też, że zasadniczym intelektualnym partnerem dla Herberta był ojciec. Z czasem, nie bez wahań, wkraczamy w obszar bardzo już intymnej czułości. „Kochana Moja Matulu, jestem wreszcie nad morzem i jest tu trochę jak w Sopoćkowie – tyle że zimno, ale pięknie. A jak się czujesz, mój Ptaszku? Halinka pisała, że nieźle. Myślami jestem przy Tobie i czasem zachodzę do wiejskiego kościółka, żeby zapalić świeczkę na Twoje zdrowie. Z całego serca tulę Cię do piersi Moja kochana Matulu”.

„Trzymam się, jak mogę, bo Tata i Tadeusz nie wybaczyli mi by rozmazania” – pisze autor Pana Cogito do siostry, Haliny Herbert-Żebrowskiej, po śmierci jej męża, Tadeusza. Gdy ona przechodzi operację tarczycy, notuje z kolei: „Bardzo mi pomógł wiersz Zbysia »Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu«, który powtarzany działa uspokajająco jak najlepsze lekarstwo”. Na ostatniej kartce, zapisanej w szpitalu w 1997 r., Herbert kreśli: „Nie wiesz nawet, jaką radość sprawiła mi Twoja wizyta. […] Towa[rzysz] RADOSNEJ ŚMIERCI prezes Zbyttek”. „Zbyttek” to po prostu pomyłka, czy swego rodzaju autoironiczny żart Zbigniewa, który czuje, że jego życie staje się zbytkiem? W każdym razie w tych zdaniach widać rodzinny rys – dzielności, a zwłaszcza dystansu wobec samego siebie.

Zbigniew Herbert, Korespondencja rodzinna, wstęp Halina Herbert-Żebrowska, opracowanie Halina Herbert-Żebrowska, Agnieszka Kramkowska-Dąbrowska, Wydawnictwo Archidiecezji Lubelskiej Gaudium, Lublin 2008