EDWARD HIRSCH 

1

Pan Cogito nigdy nie ufał
sztuczkom wyobraźni

fortepian na szczycie Alp
grał mu fałszywe koncerty

nie cenił labiryntów
sfinks napawał go odrazą

mieszkał w domu bez piwnic
luster i dialektyki

dżungle skłębionych obrazów
nie były jego ojczyzną

unosił się rzadko
na skrzydłach metafory
potem spadał jak Ikar
w objęcia Wielkiej Matki

uwielbiał tautologie
tłumaczenie
idem per idem

że ptak jest ptakiem
niewola niewolą
nóż jest nożem
śmierć śmiercią

kochał
płaski horyzont
linię prostą
przyciąganie ziemi

2

Pan Cogito będzie zaliczony
do gatunku minores

obojętnie przyjmie wyrok
przyszłych badaczy litery

używał wyobraźni
do całkiem innych celów

chciał z niej uczynić
narzędzie współczucia

pragnął pojąć do końca

– noc Pascala
– naturę diamentu
– melancholię proroków
– gniew Achillesa
– szaleństwa ludobójców
– sny Marii Stuart
– strach neandertalski
– rozpacz ostatnich Azteków
– długie konanie Nietzschego
– radość malarza z Lascaux
– wzrost i upadek dębu
– wzrost i upadek Rzymu

zatem ożywiać zmarłych
dochować przymierza

wyobraźnia Pana Cogito
ma ruch wahadłowy

przebiega precyzyjnie
od cierpienia do cierpienia

nie ma w niej miejsca
na sztuczne ognie poezji

chciałby pozostać wierny
niepewnej jasności

Zbigniew Herbert to klasycysta awangardowy. Widziany z mojej, amerykańskiej perspektywy, był zawsze pisarzem niezwykle ironicznym, wykształconym i świadomym tradycji klasycznej, upartym poetą osobnym, poetą odosobnienia, wydziedziczenia i smutku, poetą „ironii historycznej” (to określenie Czesława Miłosza), nieustannie stającym wobec swego doświadczenia, by zestawiać je z doświadczeniami przeszłości, w poszukiwaniu podstawy dla tego, co określał mianem „uniwersalnego współczucia”.

Herbert z rozmysłem posługiwał się stylem chłodnym, oszczędnym i anty-retorycznym, rezygnował z interpunkcji i wystrzegał się wzniosłości. Mnie własny temperament kieruje ku wyżynom poezji, ku romantycznej wzniosłości, ku temu, co Rimbaud określił jako „fortepian na szczytach Alp”, zatem wiersz Pan Cogito i wyobraźnia z tomu Raport z oblężonego Miasta przyjąłem, czytając go po raz pierwszy, jako osobistą przyganę. Wersy otwierające utwór podziałały na mnie jak chlust zimnej wody prosto w twarz:

Pan Cogito nigdy nie ufał
sztuczkom wyobraźni

fortepian na szczycie Alp
grał mu fałszywe koncerty

Miałem wtedy trzydzieści pięć lat i natychmiast zrozumiałem, że zbytnio ufam romantycznym porywom wyobraźni. Rimbaud był zasadniczym źródłem inspiracji dla francuskich surrealistów, a ja, choć właściwie nigdy nie należałem do poetów surrealistycznych, z całą pewnością czułem wpływ surrealistycznej metody skojarzeniowej, jej nieświadomości i szybkości, dzikiego splotu obrazów, tej pozornie niewymagającej wysiłku metody, dzięki której poeci tacy jak Robert Desnos czy Paul Eluard potrafili przemieniać jedną rzecz w inną. Nadal ich podziwiam, ale Herbert zaproponował mi model przeciwny, podejście bardziej krytyczne, opisowe i analityczne. Nigdy nie wychwalał bez-rozumu. W stopniu najwyższym był poetą myśli – samokrytycznym, filozoficznie samo-świadomym, tragicznym post-kartezjanistą, który pojął, że za fantazję można zapłacić wysoką cenę, a określanie rzeczy fałszywymi nazwami ma poważne skutki etyczne i polityczne. Herbert sam przeżywał polityczne skutki oficjalnych kłamstw i świetnie zdawał sobie sprawę z tego, jak istotne jest zrozumienie, że „ptak jest ptakiem / niewola niewolą / nóż jest nożem / śmierć śmiercią”. Zdrowo jest wyjrzeć przez okno i zobaczyć „płaski horyzont / linię prostą”, i poczuć „przyciąganie ziemi”. Herbert przeciwstawia się naiwnemu odruchowi nakierowania ku transcendencji. Sprowadza nas na ziemię.

Poezja jest jedną z podstaw człowieczeństwa. Żyjemy w nieludzkim świecie i kwestią zasadniczą jest stawianie przed poezją ludzkich celów. Herbert jest przykładem determinacji w posługiwaniu się wyobraźnią jako „narzędziem współczucia”. Towarzyszy mi stale frapująca lista spraw, które Pan Cogito, żartobliwe alter-ego poety, chciał pojąć do końca. To taki łańcuch skojarzeń:

– noc Pascala
– naturę diamentu
– melancholię proroków
– gniew Achillesa
– szaleństwa ludobójców
– sny Marii Stuart
– strach neandertalski
– rozpacz ostatnich Azteków
– długie konanie Nietzschego
– radość malarza z Lascaux
– wzrost i upadek dębu
– wzrost i upadek Rzymu

Herbert chce dowiedzieć się wszystkiego o ofiarach historii, zarówno indywidualnych, jak i zbiorowych, ale także o istocie wiary religijnej i cudzie natury. Lista spraw do pojęcia, których siłą napędową jest wściekłość i szaleństwo jednych, prowadzące do strachu i rozpaczy innych, z pewnością wskazuje na koszmar historii. Poeta czuje pierwotną rozpacz tych, którzy znaleźli się na skraju śmierci. Chce jednak także rozmyślać nad tajemnicą stworzenia i radością twórczości artystycznej. Kończy zestawiając cykl natury z cyklem cywilizacji.

Poeta proponuje zasadniczą korektę dla tych spośród nas, których kuszą „sztuczne ognie poezji”. Daje nam o wiele wyższy imperatyw wyobraźniowy – pragnienie, by „ożywiać zmarłych / dochować przymierza”. Stawia przed oczyma ludzkie cierpienie. Pozostaje wierny nie tylko temu, co wiemy, ale i temu, czego nie wiemy, „niepewnej jasności”. Uważam go za model prawości i bohatera świadomości, który nie zachwiał się w swym człowieczeństwie.

Z angielskiego przełożyła Magda Heydel