W innej formie, w innych oczach. Tomy poezji Zbigniewa Herberta w ujęciu krytyki niemieckojęzycznej.
MACIEJ STANASZEK
Nie jest tajemnicą, że przekład – literacki czy każdy inny – jest trochę jak głuchy telefon: informacja, która dociera do odbiorcy, niezupełnie pokrywa się z tą, którą chciał przekazać nadawca. Pewne jej zniekształcenia wymusza na tłumaczu język przekładu, inne z kolei są wynikiem zniekształcającego – z powodów kulturowych – odczytania już i tak niekiedy zdeformowanej informacji. Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę fakt, że ze swojej natury znaczenia w tekście literackim są często przynajmniej niedookreślone, to trudno się dziwić, że czytelnicy przekładu mogą to i owo opacznie zrozumieć. I to nawet jeżeli są krytykami literackimi…
W niniejszym szkicu chciałbym się przyjrzeć odczytaniom na obszarze języka niemieckiego czterech spośród ostatnich tomów poezji Herberta. Wbrew temu, co zasugerowałem przed chwilą, będę mówił nie tylko o nieporozumieniach w odbiorze tomów wierszy – bo również o takich ich odczytaniach, które można uznać za mieszczące się w granicach rozsądnie pojmowanej interpretacji. Co więcej, niekiedy się okaże, że krytycy piszący na łamach prasy niemieckiej, austriackiej i szwajcarskiej dostrzegli rzeczy, których nie zauważył żaden z ich polskich kolegów – co może wynikać z odmiennej wiedzy kulturowej użytkowników tych pierwszych, z przyzwyczajenia do innego sposobu lektury – czy po prostu z innej indywidualnej wrażliwości
Aby móc choćby w niewielkim stopniu porównać wrażenia czytelników obcych z wrażeniami czytelników rodzimych, na przedmiot analiz wybrałem recenzje czterech tomów poezji Herberta, które w identycznym lub bardzo podobnym składzie ukazały się w języku niemieckim: Pan Cogito, Raport z oblężonego Miasta, Rovigo i Epilog burzy (zainteresowanych recepcją wyborów wierszy Herberta odsyłam do artykułu Violetty Rosinek). Niemcy były nie tylko krajem, w którym ujrzał światło dzienne pierwszy w ogóle osobny przekład poezji Herberta. Były one bowiem także jedynym krajem, w którym wydane zostały (prawie) całościowe przekłady aż czterech zbiorków tego poety – które, co ważne, ukazywały się z niewielkim opóźnieniem w stosunku do oryginałów (maksymalnie nieco ponad 3 lata), a w jednym przypadku – tomu Pan Cogito – wydanie niemieckie wyprzedziło nawet polskie.
Recepcję literatury zazwyczaj bada się na podstawie reakcji na tę ostatnią krytyki literackiej. Nie inaczej postępuję w prezentowanych tu badaniach. Przedmiotem moich analiz są więc recenzje poszczególnych tomów Herberta publikowane zazwyczaj w prasie ogólnej (tzn. nieliterackiej) krajów obszaru języka niemieckiego, czyli Niemiec, Austrii i Szwajcarii. Zdecydowana większość recenzji ukazała się w dziennikach lub tygodnikach o zasięgu ogólnokrajowym, takich jak niemieckie dzienniki „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, „Süddeutsche Zeitung“ i „Frankfurter Rundschau“ oraz tygodnik „Die Zeit”, szwajcarski dziennik „Neue Zürcher Zeitung“ i austriackie również dzienniki „Die Presse” i „Der Standard”. Autorami tekstów poświęconych tomom Herberta są przede wszystkim krytycy i literaturoznawcy niemieccy, znacznie rzadziej austriaccy i tylko sporadycznie szwajcarscy. Recenzji udało mi się – różnymi sposobami – znaleźć w sumie 20 (nie licząc 5 przedruków).
Opisując recepcję danego tomu, starałem się z jednej strony znaleźć podobieństwa i różnice poświęconych mu recenzji niemieckojęzycznych, a także porównać ich cechy wspólne z tymi, które dominują – lub przeciwnie: są marginalne – w recenzjach polskich (będących przedmiotem moich wcześniejszych badań). Z drugiej strony zależało mi także na choćby pobieżnym streszczeniu każdej z recenzji, ze szczególnym uwzględnieniem wypowiedzi odnoszących się bezpośrednio do danego tomu, a w dalszej kolejności – do całej twórczości poetyckiej Herberta i jego osoby. We wszystkich przypadkach bardzo ważne były dla mnie wątki polskie, zwracałem też uwagę na błędy odnoszące się często właśnie do tej tematyki. Wiele fragmentów, które wydały mi się ciekawe dla polskiego czytelnika, cytuję w polskim (własnym) przekładzie – fragmentów tych dużo jest zwłaszcza w przypadku dwóch ostatnich tomów, Rovigo i Epilog burzy. Szkoda mi było jednak pomijać pewne wypowiedzi w imię zachowania równowagi, czyli mniej więcej stałej długości opisu każdej recenzji – tym bardziej że niektóre recenzje owych tomów są wyraźnie dłuższe niż te odnoszące się do dwóch tomów wcześniejszych (Pan Cogito i Raport z oblężonego Miasta). Co się tyczy samych recenzentów, to podaję ich narodowość, zawody i rok urodzenia (często także śmierci – wielu autorów tych tekstów już nie żyje). Tytuły recenzji podaję w wersji oryginalnej i w przekładzie na polski. Dokładne dane artykułów zamieszczam w bibliografii, z niej się też można dowiedzieć, jaka była kolejność recenzji (mój układ nie jest chronologiczny). Z kolei na początku każdego z opisów prezentuję okoliczności wydania przekładu i sylwetkę tłumacza. Fragmenty wierszy cytuję wg oryginału (generalnie Wiersze zebrane), informując jednak czasami o niemieckim brzmieniu niektórych kłopotliwych słów.
Pan Cogito
Jak już wspominałem przed chwilą, niemiecki Pan Cogito, czyli Herr Cogito, został wydany jeszcze przed publikacją polskiego oryginału – zapewne pod koniec października 1974 r. – i tym chyba (oprócz zamiłowania tłumacza, Karla Dedeciusa, ur. 1921, do układania tłumaczonych przez siebie wierszy po swojemu) należy wyjaśniać odmienność tego tomu, który zawiera tylko 34 z 40 wierszy występujących w wydaniu polskim. Brakuje tu zatem 6 utworów, z których prawie wszystkie ukazały się już wcześniej po niemiecku: Rozmyślania o ojcu, Mama, Siostra, Codzienność duszy, Historia Minotaura i Stary Prometeusz. Zamiast tych wierszy jest 16 innych, z których osiem – w zazwyczaj odmiennych wersjach oryginalnych, a zatem także przekładach – weszło później w skład tomu Raport z oblężonego Miasta, jeden trafił do Elegii na odejście, natomiast aż siedem nie zostało przez autora włączonych do żadnego ze zbiorków – a czasami wręcz nie miało pierwodruków w czasopismach (Sen Pana Cogito, Pana Cogito przyczynek do tragedii w Mayerlingu, Kot, Czapka Monachomacha, Anioły cywilizacji, Węzeł i Pana Cogito sen-przebudzenie).
W porównaniu z wydaniem polskim (późniejszym o parę miesięcy) niektóre tytuły wierszy są tu dłuższe, bardziej szczegółowe (Notatki podróżne Pana Cogito jako nadtytuł utworów Sekwoja i Ci którzy przegrali oraz Pan Cogito otrzymuje czasem dziwne listy pisane z ironią ale z jeszcze większym współczuciem), z drugiej strony jeszcze niekiedy nie występuje w nich Pan Cogito. Zupełnie inny jest tu układ książki – jako że miała ona być prezentem na 50. urodziny Herberta, Dedecius podzielił owych 50 wierszy, które złożyły się na niemieckiego Pa»na Cogito, na pięć dziesiątek, zatytułowanych kolejno Tuskulum, Die Beschaffenheit der Dinge [Natura rzeczy], Meditationen [Medytacje], Kummer [Troski] i Gegenwärtigkeit [Współczesność]. Pierwsza dziesiątka traktuje generalnie o sprawach osobistych, w tym rodzinno-genealogicznych, druga – o świecie zewnętrznym, trzecia – o kwestiach związanych z myśleniem, czwarta poświęcona jest głównie tematowi cierpienia, piąta zaś – sprawom współczesnym.
Niemieckojęzycznych recenzji tomu Herr Cogito – trzeciej książki poetyckiej Herberta opublikowanej po niemiecku, ale pierwszej w składzie podobnym do oryginalnego – było teoretycznie co najmniej dziesięć (tyle jest w zbiorach wycinków prasowych Archiwum Zbigniewa Herberta), ale w praktyce – zaledwie pięć. Najwyraźniej w ówczesnej prasie niemieckiej i austriackiej powszechna była praktyka powielania recenzji w innych periodykach, zazwyczaj też pod innym tytułem i niekiedy z innym podpisem (często w postaci inicjałów). Z owych pięciu pierwotnych recenzji trzy można uznać za bez wyjątku pochlebne, a dwie – za raczej krytyczne, choć zawsze zawierające również pochwały.
Autor jednej z recenzji drugiego typu, niemiecki krytyk i pisarz Peter von Becker (ur. 1947), po zwięzłym przedstawieniu wcześniejszej twórczości poety (jego wiersze „należą do precjozów »muzeum poezji nowoczesnej«”) zarzuca mu w artykule Die Versuchung des Herrn Cogito. 50 neue Gedichte zum 50. Geburtstag Zbigniew Herberts [Kuszenie Pana Cogito. 50 nowych wierszy na 50. urodziny Zbigniewa Herberta], że wbrew zasadom wyłożonym w tekście Lyrik heute [Poezja dzisiaj] (przedmowie do II wydania wyboru Inschrift) opisuje on często swoje sny oraz że jest mało powściągliwy w wyrażaniu swych opinii. Jego wcześniejsze wiersze były zdaniem recenzenta lepsze: „Jego niegdyś tak ironicznie wizjonerskie, pisane lekką ręką, ale słowo w słowo intelektualnie skondensowane miniatury, gry językowe z motywami historycznymi i mitologicznymi wydają się teraz w swoich pointach czasami jakby rysowane karykaturalnie grubą kreską, a Herbert popada niekiedy w ton rozwlekłej pogawędki edukacyjnej, w której pojedynczy gest zdaniowy często wzbija się na wysokość patosu”. Uchodzi to jeszcze według von Beckera w przypadku stylizacji mowy Kaliguli. „Niejednokrotnie jednak otwiera się w nowych wierszach mgławicowy świat snów i ludzkiego wnętrza, w którym po przebudzeniu »wiatr przynosi zapach mordercy«, a kobieta ze snów »pachnie« dość apokaliptycznie »stryczkiem«” (cytat z wiersza Pana Cogito sen-przebudzenie, nieobecnego w polskim tomie, a w niemieckim – niezbyt szczęśliwie – umieszczonego na samym końcu). Najmniej podoba się recenzentowi ostatnia dziesiątka wierszy, w której widzi on wspomniany brak powściągliwości. Pisze w tym kontekście o poecie: „Jego uciekanie się do trzeciej osoby, Pana Cogito, staje się raczej lekko zaznaczoną autostylizacją wywyższającego się nad teraźniejszość klasyka”. Cytując króciutkie fragmenty wiersza Co myśli Pan Cogito o piekle, recenzent rozumie tytułowe piekło jako miejsce, w którym Herbert chciałby widzieć artystów współczesnych, w przeciwieństwie do klasyków, których poeta „wytacza jako działa”. Niemiecki krytyk nie zauważa przy tym dość oczywistego dla czytelników polskich odniesienia do władz krajów socjalistycznych, stwarzających posłusznym sobie artystom urojone raje, w których mogli oni tworzyć w oderwaniu od rzeczywistości (o czym Herbert mówił zresztą w jednym z wywiadów). Von Beckerowi nie podobają się także rozważania autora o muzyce pop („banalnie prywatne i bez poczucia skali”) oraz prezentacja postaci poety w wierszu Pan Cogito a poeta w pewnym wieku, w którym recenzent widzi nie autora, lecz kogoś innego (choć są tu wyraźne odniesienia do biografii Herberta). Ponadto, mimo że von Becker uważa wiersz Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy za „jeden z najmocniejszych wierszy nowego tomu”, to zwrócenie się autora ku „bezpośrednio współczesnym zjawiskom kulturowym i politycznym” wydaje mu się „poetyckim grzechem pierworodnym”. Dodaje swoją radę: „Pan Cogito powinien więc w stanie pokuszenia zamiast poezji pisać raczej traktaty. Nie jest to opowiedzenie się przeciwko jawnie polityczno-aktualnym wierszom, lecz w tym konkretnym przypadku kwestia środków, a więc także pośredniczenia”. Warto zauważyć, że nie w smak jest recenzentowi niemieckiemu dokładnie to, co tak bardzo podobało się polskim krytykom: fakt, że Herbert zaczął częściej mówić wprost o współczesności, a zarazem przeszedł prawie wyłącznie na wiersz wolny.
Von Becker nie jest też przekonany co do jakości tłumaczenia – opierając się na jednym z dwóch przykładów zmian podanych przez Dedeciusa w posłowiu, słusznie moim zdaniem krytykuje pewną modyfikację dokonaną przez tłumacza (zamianę „dokładnie podano” na „dokładnie zapisano”). Wyraża mu jednak wdzięczność za jego przekłady, bowiem „około 10 z 50 nowych wierszy należy znowu do absolutnej czołówki tego, co w ogóle można było przeczytać z poezji ostatnich lat”. Do tej zaszczytnej dziesiątki von Becker zalicza – oprócz wspomnianego wyżej utworu – wiersze Pan Cogito a ruch myśli, Alienacje Pana Cogito, Pan Cogito a myśl czysta i Pan Cogito obserwuje zmarłego przyjaciela.
Zauważmy przy okazji, że zarzut zbytniego skupiania się na własnych snach wynika z tego, że Dedecius zamieścił w zestawionym przez siebie Panu Cogito więcej wierszy na ten temat, niż znalazło się ich w wydaniu polskim, gdzie jest tylko Pan Cogito biada nad małością snów (nawiasem mówiąc, Herbert chyba nieszczególnie lubił swoje wiersze o snach – jak zauważa Ryszard Krynicki, dwa wiersze tego typu – „oniryczne, obce jego poetyce” – ze Studium przedmiotu nie pojawiały się później w wydaniach wierszy zebranych). Z kolei dopatrywanie się przez von Beckera krytyki całej sztuki współczesnej w wierszu Co myśli Pan Cogito o piekle ma swoje źródło w nieznajomości kontekstu, który był oczywisty i dla autora, i dla jego rodaków-czytelników (w nieodczytaniu „socjalistycznego” tła von Becker nie był jednak jedyny – patrz niżej).
Krytyczna, ale z nieco innych powodów, jest także recenzja niemieckiego pisarza (urodzonego w dzisiejszym Kluczborku, na Śląsku Opolskim) Heinza Piontka (1925–2003), opublikowana najpierw pod tytułem Ein ironisches Ich. Zbigniew Herberts Lyrik am Wendepunkt [Ironiczne ja. Poezja Zbigniewa Herberta w punkcie zwrotnym], a następnie – w wersji rozbudowanej o jedno zdanie – jako Abseits der modischen Theorien. Gedichte von Zbigniew Herbert [Z dala od modnych teorii. Wiersze Zbigniewa Herberta] – i wreszcie na koniec w wersji skróconej o sześć zdań: Träume und Handwerk [Sny i rzemiosło]. Piontek dostrzega nowość tego tomu, jaką jest osobisty charakter niektórych wierszy – owo „patrzenie w lustro”, o którym wspomina Dedecius w posłowiu-liście do autora-solenizanta (drugą nowością, którą zauważa krytyk, jest to, że właśnie Dedecius po raz pierwszy zrezygnował z pisania rzeczowników małą literą, co według Piontka było „formą estetycznej ekskluzywności”, która u Herberta wydawała mu się „od zawsze nie na miejscu”). Niemiecki recenzent nie jest jednak zachwycony rzekomym brakiem innych nowych elementów: „Można mieć wrażenie koła, które się zamyka. To, co Herbert napisał ostatnio, spotyka się z tym, czym ten poeta przyciągnął uwagę już na początku i czym zdobył sobie uznanie nawet poza granicami Europy. Ze swoich dwóch skarbnic – historii i mitologii – czerpie także tym razem obiema rękami”. Następnie Piontek, stwierdzając, że stoickość postawy Herberta robiła na nim dotychczas niezwykłe wrażenie, chwali go za nieuleganie „modnym teoriom i trendom”. Precyzuje: „Poezja Herberta czerpała dotąd największą siłę ze swoich motywów, z przenikliwości umysłu, który wyłuskiwał jej twarde, gorzkie od prawdy jądro”. Nieprzywiązywanie – zdaniem recenzenta – wagi do formy, do jej innowacyjności było jednak możliwe pod jednym warunkiem: „Dopóki jego tematy i przedmioty były świeże, zaskakujące, fascynujące, nie musiał się prawie w ogóle martwić o formalną stronę wierszy, ich brzmienie miało w sobie coś »oczywistego«. Teraz jednak, gdy Herbert czasami powtarza się pod względem tematyki, jego wyobraźnia nie kreuje ciągle nowych analogii, dialektycznie zaskakujące pointy stają się rzadsze, czytelnik mimowolnie dokładniej przygląda się sformułowaniom. Nagle natrafia się na słabe miejsca, dłużyzny, nic nie mówiące metafory dopełniaczowe”. Piontkowi nie podobają się także – na jego gust chyba zbyt mało poetyckie – fragmenty niektórych wierszy, np. początek utworu Pan Cogito o magii („Czy można, będąc poetą, tak zaczynać wiersz?”), a także całe Przesłanie Pana Cogito („Kto zna wyjątkowy wiersz Testament, temu Przesłanie musi się wydawać jego nikłym echem [niem. Aufguß – dosł. ‘napar’, w domyśle ‘drugi’]. Tam gdzie kiedyś każdy chwyt ukazywał niezapomniany obraz […], jest teraz rezonowanie”). Pisząc o radach, jakie Herbert daje w kwestii cierpienia, recenzent zauważa trzeźwo: „Co na to powie chory na raka, co człowiek sparaliżowany [lub] torturowany?”. Podoba mu się za to wiersz Pan Cogito obserwuje zmarłego przyjaciela, w którym „Herbert wyraża się z dostojeństwem wstrząsu, jak w swoim najlepszym okresie”. Po czym Piontek dodaje: „Mocną stroną Herberta, a widać to coraz wyraźniej, jest nie triumfująca wykształceniem lub udająca naiwność ironia, lecz delikatny humor, który zniósł smutek”. W podsumowaniu recenzji Piontek stwierdza co prawda, że „Herbert wykształcił sobie w ciągu dwóch dekad taką pewność estetyczną, że nic mu się nie może nie udać”, ale sugeruje, że właśnie teraz, kiedy „jego sztuka zatoczyła koło”, nadszedł dla niego czas zmian: „Z pewnością jego myśli, jeśli odmówi on im nasuwających się automatycznie słów i obrazów, wypracuje nową formę wyrazu, poruszać się będą również po nowych torach”.
Ciekawe, że recenzent nie zauważa faktu, że właśnie Pan Cogito był obraniem nowej drogi, bodaj największym przełomem w twórczości poetyckiej Herberta. Przejściem na bardziej osobisty sposób wypowiadania się, a zarazem prawie zupełnym odejściem od wiersza regularnego – co też było znaczną nowością u lubiącego dotychczas subtelne nacechowanie formalne Herberta (głównie w postaci rytmu), którego to nacechowania jest w Panu Cogito ponadprzeciętnie mało. Być może to niezauważanie nowego sposobu mówienia Herberta wynika z tego, że – siłą rzeczy – recenzent kształtował sobie wyobrażenie o poezji późniejszego autora Pana Cogito na podstawie wyborów wierszy dokonywanych przez Karla Dedeciusa. A że ten – podobnie zresztą jak w Stanach Carpenterowie – najwyraźniej unikał tłumaczenia wierszy o ścisłych rygorach formalnych (może nie tyle jako trudniejszych do przełożenia – w końcu Dedecius przekładał tego typu utwory, i to nie tylko z polskiego – ile rzekomo niezbyt typowych dla „dojrzałego” Herberta), czytelnicy niemieccy mogli mieć wrażenie, że Herbert w Panu Cogito mówi tak, jak już wcześniej mówił, czyli posługując się wierszem wolnym (dla nas – „różewiczowskim”). A warto zauważyć, że wśród wierszy składających się na wybór Gedichte jedynie sześć (z pięćdziesięciu) jest wyraźnie regularnych, a wśród tych zawartych w – dwukrotnie obszerniejszym – wyborze Inschrift – jest ich też niewiele, bo 10. Daje to w obu przypadkach ok. 10 procent, podczas gdy z niemal 240 wydanych wówczas wierszy więcej niż 24 wyróżnia się regularnością – w samych dwóch pierwszych tomach jest ich około 30 (jeśli uwzględnić także aluzję do heksametru polskiego, o ile dominuje ona w wierszu). To fakt, że w środkowym okresie twórczości Herbert coraz bardziej odchodził od rygorów formalnych – szczyt tego trendu przypada właśnie na czasy Pana Cogito, ale trochę trudno zgodzić się z zapewnieniem Dedeciusa, że jego drugi wybór zatytułowany Inschrift jest „przekrojem całego dzieła poetyckiego Herberta” – treściowo może tak, ale formalnie nie bardzo. Przyczyną tendencyjności wyboru było zapewne przekonanie Dedeciusa, że regularność formy była typowa jedynie dla wczesnego Herberta (tłumacz widział w „liturgicznej melodyjności pierwszych rytmizowanych wierszy” kontynuację „poezji katastroficznej czasów wojny, poezji Baszyńskiego [sic!] i Gajcego”). Jednak jak to ujął właśnie Heinz Piontek, poezja Herberta zatoczyła koło, tyle że o wiele później, pod innym względem, a ponadto niezupełnie.
Dwie kolejne recenzje zbioru Herr Cogito łączy nie tylko fakt, że są bardzo pozytywne, a ich autorzy – podobnie zresztą jak Piontek – chwalą także dokonania tłumacza (patrz niżej). Obie z nich, czyli recenzję niemieckiego literaturoznawcy, pisarza i lingwisty Haralda Weinricha (ur. 1927) Ein europäischer Autor aus Polen. Zbigniew Herberts neue Gedichte [Europejski pisarz z Polski. Nowe wiersze Zbigniewa Herberta] i artykuł austriackiego krytyka i eseisty Wolfganga Krausa (1924–1998) Gehe aufrecht, wo andere knien. Zu Zbigniew Herberts Buch „Herr Cogito” [Idź wyprostowany, gdy inni klęczą. O książce Zbigniewa Herberta „Pan Cogito”] – przedrukowany najpierw jako Gehe aufrecht, wo andere knien [Idź wyprostowany, gdy inni klęczą], a potem jako Der Herr Cogito. Zbigniew Herbert und die heutige Zeit [Pan Cogito. Zbigniew Herbert a dzisiejsze czasy] (w pierwszej i ostatniej wersji – ta podpisana jest jedynie skrótem WKS – nie ma na końcu jednego zdania) – wyróżnia bowiem uwzględnianie polskości Herberta. Uwagę na nią mógł kierować pierwszy wiersz niemieckiej wersji Pana Cogito, jako jedyny usunięty w kraju przez cenzurę – Heraldyczne rozważania Pana Cogito (jak twierdzi Gerard Rasch, niderlandzki tłumacz poezji Herberta, miał on otwierać również polski tom). Do tego wiersza nawiązuje Weinrich, podkreślając także – już w tytule – zarazem europejskość i polskość autora. Z kolei Kraus, rozpoczynając swój tekst od przedstawienia własnej wersji genezy „osobistości takiej jak Zbigniew Herbert”, dopatruje się właśnie w fakcie pochodzenia autora z Polski przyczyn jego zamiłowania do kultury antycznej. Co prawda recenzent za „arkę Noego dla kultury greckiej i rzymskiej” uważa w Polsce Kościół („który ma tu pozycję jak w rzadko którym innym kraju europejskim”), a więc wychodzi na to, że właśnie – akcentowany przez autora tekstu – polski katolicyzm (a nie np. moda na antyk w przedwojennym akademickim Lwowie) sprawił, że Herbert zainteresował się kulturą starożytnej Grecji i Rzymu. Jednak takie uproszczenie (czy raczej wypaczenie) rzeczywistości można ostatecznie wybaczyć recenzentowi z Austrii, który zapewne również wiele zjawisk w swojej ojczyźnie skłonny był tłumaczyć krzepkim katolicyzmem niektórych swych rodaków.
Na tych dwóch aspektach podobieństwa obu recenzji się kończą. Weinrich, sugerujący dość mocno tożsamość Pana Cogito i Zbigniewa Herberta (poprzez zestawienie ich opisów na początku rec nzji) i podkreślający już w tytule europejskość tego ostatniego, nazywa go „poetą bez lęku przed filozofią”. Precyzuje przy tym, że chodzi tu o filozofię klasyczną, a nie „domowej roboty wyjaśnianie świata”, które cechuje ponoć większość pisarzy niemieckich. Wyliczywszy sławy filozofii, do których Herbert nawiązuje, oraz postaci historyczne, które pojawiają się w jego wierszach, Weinrich pisze, że poeta „jest w swoich wierszach po stronie tych, którzy w każdej sytuacji wybierają rolę pośledniejszą”. Żyje on bowiem „w kraju, w którym drzewa i słowa są małe”, ale w którym zarazem „można znowu wypowiadać takie stare na wpół zapomniane słowa, jak opanowanie, dojrzałość, pokora, cnota – ta „w staroświeckim kapeluszu Armii Zbawienia””. Dodając od razu „I stwierdzamy, że te słowa potępiane jako afirmatywne znowu brzmią właściwie u Herberta/Dedeciusa, a to dlatego, że są sumą niezliczonych twardych, codziennych wyrzeczeń”, recenzent ma chyba na myśli liberalizację, jaka nastąpiła w Polsce po nastaniu rządów Gierka – a być może także budzenie się świadomości społecznej w owych latach. Pisząc o hałaśliwym świecie, jaki otacza marzyciela Pana Cogito, Weinrich ześlizguje się jednak w dość ryzykowne twierdzenia, że Cogito „oczekuje od życia przede wszystkim przeżycia, a ze wszelkich możliwych sposobów walki z przemocą [ewentualnie władzą – przyp. MS] wybiera zawsze tylko takie, jakie również zalecał Bertolt Brecht”, po czym, co ciekawe, recenzent zamieszcza cytat z wiersza Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu, zaczynający się od słów „Należy zgodzić się / pochylić łagodnie głowę”, a następnie podsumowuje: „Niewielka jest więc nadzieja na znalezienie się kiedykolwiek w gronie dumnie pozujących zwycięzców, pewnych siebie ludzi o postawie wyprostowanej; będzie się zawsze wśród przegranych i ofiar historii światowej, którym na końcu w najlepszym wypadku pozostanie jedno wyjście: »jeśli to możliwe / stworzyć z materii cierpienia / rzecz albo osobę«”. Dziwnie brzmi ta wykładnia w kontekście tego, co Herbert powiedział w jednym z wywiadów: „Uważam, że zadaniem człowieka myślącego w jakichkolwiek warunkach jest niegodzenie się na rzeczywistość” – a także w kontekście chociażby słynnego Przesłania Pana Cogito, wzywającego do obrony wartości nawet bez perspektywy jakiejkolwiek nagrody (o czym też mówił sam Herbert, powołując się na swojego mistrza Elzenberga). Można przypuszczać, że ryzykowne odniesienie postawy bezradności wobec własnego cierpienia do przemocy pochodzącej z zewnątrz wzięło się z dwuznaczności niemieckiego słowa Leid, które znaczy zarówno ‘cierpienie’, jak i ‘krzywda’ – co w „polityzującej” lekturze wierszy Herberta (a najwyraźniej recenzent ma do niej skłonność) mogło zaowocować takim „czytaniem Herberta przeciw Herbertowi”.
O wiele mniej kontrowersyjne jest za to podsumowanie recenzji Weinricha, który mówi: „Zbigniew Herbert osiągnął w tych wierszach, które Karl Dedecius z okazji pięćdziesiątych urodzin autora zestawił i przełożył jak zawsze z wyczuciem, pełną dojrzałość swej poetyckiej siły wyrazu. Jego Pan Cogito stał się dzięki nim postacią literatury europejskiej”. Jednocześnie Weinrich, jako jedyny niemieckojęzyczny recenzent, podaje możliwych „krewnych” Herbertowskiej postaci: „Dziwiący się jak Platon, obojętny jak stoik, pobożny jak św. Franciszek, przede wszystkim jednak anima candida – tym samym postawimy Pana Cogito [w jednym szeregu] obok Kandyda Woltera, Plume Michaux i – w nieco większej odległości – również obok Charliego Chaplina w jego najlepszych filmach”.
W przeciwieństwie do Weinricha Kraus uwypukla w swoim tekście motywy nie filozoficzne, lecz kulturowe. Po wspomnianych uwagach na temat genezy zainteresowania Herberta antykiem austriacki recenzent pisze: „Jego znaczenie polega na tym, że pozwala on [nam] odczuć ciągłość kulturową w doświadczaniu dzisiejszych czasów”, dodając zaraz: „Pan Cogito a pop, jeden z wierszy nowego tomu, sugeruje już w tytule otwartość [autora] wobec dzisiejszych zjawisk. Również Pan Cogito a poeta w pewnym wieku i Co myśli Pan Cogito o piekle pozwalają zauważyć tematyczne nawiązanie do typowych znaków współczesności”. My zauważmy z kolei, że oceniając pozytywnie poświęcanie przez Herberta uwagi teraźniejszości, Kraus wymienia tu dokładnie te same wiersze, które von Beckerowi posłużyły za dowód „wywyższania się klasyka ponad teraźniejszością”. Przy tak odmiennej ocenie tych wierszy obu recenzentów łączy jednak niedostrzeżenie socjalistycznego tła ostatniego z wymienionych utworów. Kraus pisze o nim dość naiwnie „O piekle Pan Cogito myśli w duchu niezwykle komfortowym. Widzi w najniższym kręgu piekła azyl artystów”, po czym krytyk cytuje fragment tego utworu, w którym – nawiasem mówiąc – chwalony przez niego Dedecius słowo pełnia, odnoszące się do sezonu, tłumaczy jako Vollmond, a więc ‘pełnia księżyca’. Jednocześnie Kraus pisze: „Wielką łaską jest talent translatorski Karla Dedeciusa, który poezję Herberta – tu również nieliczne fragmenty prozą – w taki sposób oddaje po niemiecku, że wydają się one napisane w tym języku”. Cóż, może jakości przekładu nie należy oceniać tylko po jego brzmieniu…
Większą przenikliwością wykazuje się za to Kraus w odniesieniu do samego poety. Najpierw, jako jedyny, pisze o jego stosunku do samego siebie – a zatem i Pana Cogito: „Zbigniew Herbert postrzega własną osobę nie bez przyznania swojej clownowatości, która jednak jest formą jego poznania. Nie przecenia on możliwości autora i znajduje w świadomości własnej małości niepewne szczęście podróżnika”. Następnie porównując wiersze z Pana Cogito z wcześniejszymi, z niemieckiego wyboru Inschrift [Napis, ale Dedeciusowsko nietożsamy z wydaniem polskim], austriacki recenzent stwierdza, że „mimo podobieństwa treściowego i formalnego tych wierszy można w nowym tomie zauważyć pewną ewolucję. Zbigniew Herbert stał się twardszy, zwięźlejszy. Nadal jest pod naciskiem metafor, ale są one spięte z rzeczywistością. Przykładem tego jest Przesłanie Pana Cogito, jeden z najbardziej przekonujących, najmocniejszych, najgłębszych utworów Herberta”. W dłuższych wersjach swojej recenzji Wolfgang Kraus pisze na sam koniec, tuż po pochwałach pod adresem Dedeciusa, także bardzo pochlebne słowa o samym Herbercie: „jest jednym z bardzo niewielu żyjących poetów, co do których można przypuszczać, że niektóre z ich wierszy przeżyją nasze stulecie i być może jeszcze dłuższy czas”. Znamienne, że bardzo podobne stwierdzenie zamieścił na końcu swojego posłowia Gerard Rasch, niderlandzki tłumacz wierszy zebranych Herberta (przypadek czy podobieństwo dusz?).
Ostatnią – a zarazem najkrótszą – z dostępnych mi recenzji tomu Herr Cogito jest tekst kolejnego Austriaka, pisarza i krytyka Hansa Heinza Hahnla (1923–2006), który w niemal identycznym brzmieniu (w późniejszej wersji poprawiono literówkę w nazwie wydawnictwa) ukazał się w dwóch gazetach austriackich, najpierw pod tytułem Das Bewußtsein des Steines [Świadomość kamienia], a następnie Lächeln und Selbstzweifel [Uśmiech i wątpienie w siebie]. Tekst zaczyna się od dość zagadkowych stwierdzeń: recenzent nazywa Herberta „być może najczystszym przedstawicielem ewolucji poezji w stronę cechującego się wiarą w świat sceptycyzmu, który formalnie wyraża się w delikatnej rytmice, którą autor co rusz łamie, kwestionuje. Dojrzały mężczyzna prezentuje swoje doświadczenia z uśmiechem i gestem wątpienia w siebie”. Z – zacytowanego niedokładnie – fragmentu wiersza Poczucie tożsamości („Jeśli miał poczucie tożsamości to chyba z kamieniem”) Hahnl wysnuwa wniosek następujący: „człowiek myślący uważa, że tworzy jedność z przyrodą, i jest świadom wszystkich swoich zmysłów, ale wie również, że na niczym nie można polegać, nawet na »idei niezmienności« kamienia, a już na pewno nie na wspomnieniach, myślach”. Jasne jest za to ostatnie zdanie recenzji, w którym jej autor wyraża przypuszczenie, że dzięki tomowi Herberta, wydanemu w serii Bibliothek Suhrkamp („czym autor został niejako przyjęty do grona nowoczesnych klasyków”), „ludzie myślący i czujący znowu mogą zagustować w wierszach”.
Podsumowując: niemieckojęzyczne recenzje tomu Pan Cogito różnią się od polskich mniej więcej pięcioma elementami: po pierwsze, ich autorzy nie zastanawiają się nad tym, kim właściwie jest bohater tomu – uznając, że za tą postacią kryje się sam poeta (mówi to właściwie każdy z autorów, nierzadko wprost). Nie ma więc tu więc choćby wzmianki o tym, że Pan Cogito to także człowiek współczesny, człowiek myślący lub też everyman, jeden bądź każdy z nas; nie ma też – siłą rzeczy – uwag o zmiennym dystansie między autorem a jego alter ego. Po drugie, w recenzjach pisanych po niemiecku nie znajdziemy także (z wyjątkiem tekstu Weinricha) wzmianek o literackich wzorcach Pana Cogito, o czym pisali niekiedy polscy krytycy. Po trzecie, tylko jeden recenzent (Kraus, którego recenzja chyba najbardziej przypomina polskie, jeśli pominąć wywrotki dotyczące Kościoła w Polsce i piekła u Herberta) dostrzegł wagę Przesłania Pana Cogito – być może niezauważanie jego doniosłości wynika także z faktu, że nie występuje ono w przekładzie niemieckim na eksponowanym miejscu. Po czwarte, co także jest związane z układem tomu, brakuje w recenzjach niemieckich porównywania go do poetyckiego traktatu filozoficznego oraz (znowu rzadkich u nas) dogłębnych rozważań na temat jego przemyślanej struktury – która jednak jest tu zupełnie inna (nie ukryta, lecz ewidentna), nie będąc dziełem autora, lecz tłumacza (i chyba jednak jest mniej przemyślana). I wreszcie po piąte, najmniej typowe, prawie żaden recenzent (znowu oprócz „polonizującego” Krausa) nie zauważył formalnej nowości omawianego tomu – co w polskich recenzjach też nie było zresztą wcale częste.
Raport z oblężonego Miasta i inne wiersze
Drugim tomem Herberta tłumaczonym – tym razem w całości i bez żadnych dodatków – na język niemiecki był Raport z oblężonego Miasta i inne wiersze, wydany w Niemczech jako Bericht aus einer belagerten Stadt und andere Gedichte pod koniec marca 1985 r. (recenzje zaczęły się jednak pojawiać dopiero w sierpniu). Oprócz integralności przekładu dziwić może także fakt, że kto inny go dokonał: tym razem nie Karl Dedecius (który po Panu Cogito nie tłumaczył już – przynajmniej oficjalnie – wierszy Herberta), lecz mało znany Oskar Jan Tauschinski (1914–1993), Austriak polskiego pochodzenia, który na co dzień był redaktorem technicznym w wydawnictwie książek dla młodzieży, a w wolnych chwilach – na początku w tandemie ze swoją żoną, poetką Helene Lahr (1894–1958) – przekładał polską poezję, głównie tę adresowaną do dzieci. Jego wprawę w tłumaczeniu poezji widać dość wyraźnie w niemieckiej wersji Raportu… – można by wręcz zaryzykować twierdzenie, że – z artystycznego punktu widzenia – dobrze się stało, iż Herbert powierzył tłumaczenie tej książki właśnie Tauschinskiemu (który w znacznym stopniu uwzględnił dyskretną formę wierszy z tego tomu). Niewykluczone, że Dedecius zrobiłby to bardziej po swojemu – i może nie tylko wyraźniej zmodyfikował głos Herberta w jego wierszach, ale i same wiersze przetasował i parę powyrzucał lub pododawał. Jednocześnie jednak pod względem nieartystycznym, czyli powiedzmy rynkowym, fakt zmiany tłumacza na o wiele mniej znanego – mimo zachowania tego samego, renomowanego wydawcy – mógł sprawić, że Raport… cieszył się o wiele mniejszym powodzeniem niż Pan Cogito (który doczekał się w 1995 r. drugiego wydania). Jak pisze Violetta Rosinek w artykule dotyczącym recepcji wierszy Herberta w Niemczech, do końca 1992 r. sprzedano zaledwie 636 egzemplarzy Raportu… (z dwutysięcznego nakładu) – dla porównania w przypadku Pana Cogito było to 2636 egz. (z 4-tys. nakładu).
Mniejszą popularność tego tomu widać też trochę po liczbie recenzji. Opierając się tym razem nie tylko na zbiorach wycinków AZH, ale i na materiałach zdobywanych na własną rękę, zdołałem znaleźć jedynie cztery recenzje tego tomu (tym razem bez przedruków). Niewykluczone, że było ich więcej, zwłaszcza w prasie austriackiej, w której ukazało się przecież parę tekstów o Panu Cogito, a teraz powodem zainteresowania tamtejszych krytyków mógł być fakt dokonania przekładu przez Austriaka.
Autorzy wszystkich trzech recenzji zwracają uwagę na polskie odniesienia obecne w niektórych wierszach Raportu… Skupiają się na nich jednak w różnym stopniu, poświęcając im raz mniej, raz więcej miejsca.
Recenzentem, który chyba najbardziej akcentuje tematykę polską w tym tomie, jest szwajcarski polonista (z Uniwersytetu Zuryskiego) German Ritz (ur. 1951). Już na samym początku swojego tekstu, zatytułowanego wymownie Berichterstatter der polnischen Tragödie. Zbigniew Herberts „Bericht aus einer belagerten Stadt“ [Sprawozdawca polskiej tragedii. „Raport z oblężonego Miasta“ Zbigniewa Herberta] informuje on swojego czytelnika o roli, jaką odgrywali poeci i pisarze w czasach trudnych dla narodu polskiego, stawiając hipotezę, że „w przypadku ostatniej tragedii być może Herbert stanie się poetą narodu” – bowiem „Żaden inny polski poeta nie jednoczy dziś w sobie tylu symboli narodowych, co Zbigniew Herbert”. Argumentując to twierdzenie, Ritz porównuje Herberta z innymi znanymi polskimi poetami, a także prezentuje jego krótki życiorys. Wspomina tu o debiucie w czasach „odwilży” oraz o tym, że w latach 80., kiedy wiersze Herberta ukazywały się w wydawnictwach podziemnych, „czynniki oficjalne próbowały zapobiec odszczepieniu się tego wielkiego poety poprzez publikację w roku 1982 i 1983 dwóch zbiorów jego wierszy”.
Troska Ritza o zrozumienie przez czytelnika niemieckojęzycznego odniesień do polskiej historii przejawia się w stwierdzeniu, którym recenzent poprzedza swój opis samego tomu: „Ostatni zbiór wierszy, przełożony przez Oskara Jana Tauschinskiego, jest z jednej strony dzięki skłonności autora do narracji, zaangażowanej refleksji politycznej i filozoficznej bardziej przystępny niż wiersze wcześniejsze, jednak z drugiej strony utrudnia czytelnikowi niemieckiemu zrozumienie tekstu przez mocne osadzenie w historii Polski od 1956 r.”. Chcąc naświetlić te sprawy owemu czytelnikowi, Ritz informuje go najpierw o nietypowości dwóch wierszy Herberta pochodzących z roku 1956, a zarazem otwierających nowy tom, które były według niego „zaskakująco pozbawione złudzeń”, i dodaje już bardziej szczegółowo: „Herbert prezentuje w tych wierszach otwarcia również oba sposoby swojego mówienia o tragedii Polski: zamknięty patos oraz ironiczny, racjonalistyczny styl demaskacji pozbawionej efekciarskiej maniery”.
Szwajcarski recenzent pisze następnie o okresie wyznaczanym przez lata podane pod pierwszymi dwoma i ostatnim wierszem w tomie, że staje się on „jedną jednostką doświadczenia”. Stwierdza też, że „tematyka wierszy otwierających tom jest na nowo podejmowana w seściu ostatnich wierszach go zamykających, których kulminacją jest apokaliptyczny obraz oblężonego miasta. Wydarzenia roku 1956 prowadzą do tragedii roku 1981”.
Wyrażając przy okazji cytowania fragmentów tytułowego wiersza wątpliwość, czy „tragiczne wywyższanie samych siebie, jakie ma miejsce w tych wierszach, nie doprowadzi do nowej, fałszywej mitologizacji polskiego losu, która przesłoni spojrzenie na właściwą rzeczywistość polityczną, podobnie jak w literaturze rozliczeniowej po roku 1956”, polonista z Zurychu wspomina o tym, że tytuł tomu nawiązuje do opublikowanej właśnie w 1956 r. Kroniki oblężonego miasta Mrożka, który poszedł w dokładnie przeciwną stronę niż Herbert. Całe zaś omawianie polityczno-historycznych wątków Raportu… Ritz podsumowuje stwierdzeniem: „Polskiej literaturze na temat wydarzeń po gdańskim Sierpniu brakuje – jeśli pominąć oficjalnego gniota niejakiego Bratnego – odwagi do satyrycznej autoprezentacji”.
Na zakończenie swojej recenzji Ritz podkreśla, że Herbert „jest świadomy niebezpieczeństw, jakie niesie przede wszystkim dla niego jako poety literatura politycznie zaangażowana”, czego dowodem ma być cały środek tomu, zawierający oprócz przypowieści zaczerpniętych z historii, będących innym ujęciem dominującej tematyki, także „wiersze programowe”, co szwajcarski recenzent ilustruje cytatami z utworu Do Ryszarda Krynickiego – list. W tej części środkowej poeta – zdaniem Ritza – „próbuje, przynajmniej w utopijnej formie, wyjść poza »ramy«, w których musi powstawać jego poezja”.
O tym, co mieści się wewnątrz ram okalających Raport…, mówi więcej inny jego recenzent, niemiecki pisarz i literaturoznawca Harald Hartung (ur. 1932), w tekście Nur unsere Träume sind nicht gedemütigt. Zbigniew Herberts „Bericht aus einer belagerten Stadt und andere Gedichte“ [Tylko sny nasze nie są upokorzone. „Raport z oblężonego Miasta i inne wiersze“ Zbigniewa Herberta]. Wprawdzie i on – po ogólnych uwagach na temat poezji Herberta (z naciskiem na kwestię wyobraźni), a następnie przedstawieniu okoliczności jego debiutu i wydania najnowszego tomu oraz powrotu jego autora do kraju (z podaniem błędnej informacji ze skrzydełka książki, jakoby mieszkał on pod Warszawą) – wyjaśnia znaczenie lat umieszczonych pod „ramowymi” wierszami, a zarazem parokrotnie podkreśla polskie tło wierszy Herberta – nie tylko Raportu… („to nie tylko parabola, lecz dosłowna prawda” i „jest to doświadczenie polskiej historii”), ale i całej twórczości poety (zdaniem recenzenta nie należy zapominać, że „wiele jego wierszy jest parabolami o polskiej rzeczywistości”). Jednak po drugim z omawianych wierszy, Ze szczytu schodów, zawierającym ostrzeżenie przed rewolucyjnymi złudzeniami, Hartung zamieszcza komentarz: „Mówi tu nie zwolennik polityki realnej, który z oportunizmu wzywa do umiaru, lecz poeta, który ze swojej wyobraźni chciałby uczynić »narzędzie współczucia« – współczucia, które obejmuje także »zaciśnięte usta« ludzi będących u władzy”, a tuż potem zauważa: „Tego poetę Herberta można by przez zaangażowaną paraboliczność i otwartą krytykę nawet przeoczyć. Teksty dające się interpretować politycznie, które są klamrą spinającą tom, obejmują również trzy dekady polskich nadziei i porażek. Ostatni wers tomu „i tylko sny nasze nie zostały upokorzone” wskazuje na to, co jest poza jawną treścią polityczną. Wolny, nie upokorzony sen jest czymś więcej, jest człowieczeństwem i poezją”. A więc – zdaniem recenzenta – „nie można nie zauważać zakończenia tytułu książki: …i inne wiersze”. Co ciekawe, o tych ponadpolitycznych, ludzkich treściach Hartung mówi także przy okazji wierszy jak najbardziej politycznych, np. tytułowego Raportu… Komentując zakończenie utworu Pan Cogito – powrót, odniesionego do życia poety, niemiecki recenzent pisze: „Zza maski Cogito osobisty głos mówi o cierpieniu, tęsknocie za ojczyzną, opanowaniu. Również w innych wierszach tomu poeta wierzy w to, że za wszelkimi maskami i postaciami widać cierpiącego człowieka – a nie tylko prywatną jednostkę. Najpiękniej i najbardziej poruszająco udaje mu się to wyrazić w Raporcie z oblężonego Miasta, tytułowym wierszu zbioru”.
Ludzkim akcentem Hartung zamyka także swoją – bez wątpienia wyważoną w wymiarze „lokalność–uniwersalność” – recenzję, komentując fragment wiersza Pan Cogito o potrzebie ścisłości zdaniem: „Ta zaprawdę ludzka »ścisłość« wynika z tego, że mimo wszystko jesteśmy »stróżami naszych braci« i o żadnym z nich nie możemy zapomnieć: […]. Przypominają nam o tym wiersze Zbigniewa Herberta”.
Jeszcze dalej w stronę tego, co wykracza poza wymiar polityczny Raportu…, idzie autorka trzeciej, ostatniej z dostępnych mi recenzji tego tomu, niemiecka literaturoznawczyni i slawistka (rodem z przedwojennego Szczecina) Elsbeth Wolffheim (1934–2002). W tekście praktycznie bez tytułu (bo opatrzonym tylko tytułem zbioru), w dziale recenzji renomowanego austriackiego periodyku Literatur und Kritik, recenzentka informuje wprawdzie – jak Hartung – swoich czytelników o fakcie wydania tomu w wydawnictwie emigracyjnym oraz o tym, że oblężone miasto to „dzisiejsza Warszawa w stanie wojennym”, podkreśla też, że „tytuł [zbioru] należy jednoznacznie postrzegać jako sygnał polityczny”. Uderzając przy tym w bardzo dramatyczne tony (łącznie z błędną informacją, jakoby Herbert „konsekwentnie odmawiał opublikowania choćby jednej linijki w oficjalnych polskich wydawnictwach”), zwraca jednak – znowu identycznie jak jej rodak Hartung – uwagę na ostatni wers tomu: „[Raport…] przywołuje jednak również obrazy ze współczesnej Warszawy, które są naznaczone głodem, biedą, oporem i obawą przez denuncjacją. Ale podmiotowi lirycznemu i jego uciśnionym towarzyszom życia pozostaje jedna pociecha: »sny nasze nie zostały upokorzone«”. I Wolffheim dodaje: „O takich snach traktuje duża część tych wierszy i tylko bardzo nieliczne są w gruncie rzeczy wierszami politycznymi. W wielu z nich Herbert – jak nas do tego przyzwyczaił – śpiewa swój »hymn na cześć życia«. Jego różnorodność uosabiają rzeczy bardzo niepozorne: fala, gałąź, kawałki greckiej kolumny”. Po zilustrowaniu tych twierdzeń fragmentem Modlitwy Pana Cogito – podróżnika i skomentowaniu go słowami „Tak więc podmiot liryczny, występujący często pod bogatym w odniesienia nazwiskiem Pana Cogito, czuje się wciąż włączony w naturalny obieg tego, co niezmienne”, niemiecka recenzentka wraca wszakże do spraw polskich: „Czuć jednak w tym tomie, że dźwięki, jakie wydaje świat i przyroda, są coraz mniej słyszalne. Wynika to z faktu, że przygnębienia, jakie Herbert odczuwa z racji tragicznego losu swojego narodu, nie można już pogodzić z prostym planem przyrody, z »porządkiem rzeczy«”. Mimo to siłę zdolną stawić opór ma jeszcze język – o tej nadziei poety zdają się przekonywać zdaniem Wolffheim fragmenty wiersza Do Ryszarda Krynickiego – list. I dlatego wiersze Herberta są „czymś więcej niż tylko pięknie ukształtowanymi tworami wziętymi ze świata i metaświata, z melancholii i głodu piękna – są także świadectwem buntu”. Siłę do tego buntu Herbert czerpie z mimo wszystko niezamilkłego „hymnu na cześć życia, dlatego będziemy te wiersze zrodzone z wewnętrznego oporu nadal czytać z wielkim poruszeniem”. W podobnym tonie, kładąc nacisk na ów Loblied des Lebens (u Herberta „pochwała życia” z wiersza Fragment wazy greckiej), wypowiada się Wolffheim w tekście Über die „einfache Ordnung der Natur”. Ein Porträt des polnischen Dichters Zbigniew Herbert [O „prostym porządku przyrody“. Portret polskiego poety Zbigniewa Herberta], który w dużej mierze poświęcony jest Raportowi…, niewydanemu jeszcze wówczas po niemiecku.
Podsumowując: niemieckojęzyczne recenzje Raportu z oblężonego Miasta – po jednej z każdego z trzech krajów (ale bez głosu austriackiego) – z jednej strony mówią wyraźnie o tym, co lokalne i aktualne w tym tomie, czyli o polskim hic et nunc, a z drugiej – poruszają także wątki wykraczające poza wymiar polityczny czy choćby tylko historyczny tego najbardziej chyba „zaangażowanego” – jak by się powiedziało po niemiecku – zbioru wierszy Herberta. Akcent położony na tę drugą, bardziej uniwersalną i ponadczasową, słowem ogólnoludzką tematykę jest różny w zależności od tekstu – najsilniejszy u Wolffheim, najsłabszy u Ritza – zawsze jest jednak o tym wymiarze mowa. I tym różnią się te recenzje od ich polskich odpowiedników, w których ze zrozumiałych względów dominowały, a niekiedy rządziły niepodzielnie sprawy polityczne (a jeśli już była mowa o czym innym, to częściej o stosunku piękna do prawdy na przykładzie wiersza Do Ryszarda Krynickiego – list niż o zachwycie nad światem, jaki przebija z Modlitwy Pana Cogito – podróżnika). Recenzenci z Niemiec i Szwajcarii chcieli jednak dostrzec w wierszach z tego tomu także to, co im wydawało się bliższe, „pochwałę życia” (Wolffheim) czy – przeciwnie – pochylenie się nad indywidualnym cierpieniem (Hartung), i to nawet w utworach (np. tych opatrzonych latami), które można zaliczyć do wierszy „politycznych” – między innymi oczywiście.
Rovigo
Opublikowany pod koniec sierpnia 1995 r., a więc ponad trzy lata po polskim oryginale niemiecki przekład Rovigo był dziełem Klausa Staemmlera (1921–1999), trzeciego tłumacza tomów Herberta na język „kraju poetów i myślicieli”. W przeciwieństwie do Oskara Jana Tauschinskiego, Staemmler przekładał już wcześniej twórczość Herberta – tyle że nie poezję, lecz prozę: fragmenty niemieckiej wersji Barbarzyńcy w ogrodzie (akurat – z jednym wyjątkiem – nie te eseje, które znalazły się w wydaniu oryginalnym) oraz – rok przed niemieckim Rovigo – całą Martwą naturę z wędzidłem. Przekład Staemmlera był bardzo dobrze oceniany przez recenzentów, ponadto autor i tłumacz dostali w 1997 r. za tę książkę Nagrodę w dziedzinie Poezji Europejskiej przyznawaną przez miasto Münster.
Recenzji niemieckiego przekładu Rovigo było co najmniej pięć, ogłoszonych tym razem bardzo szybko, ale tylko w prasie niemieckiej (cztery) i szwajcarskiej (jedna). Teksty te łączy kilka cech: po pierwsze, wszyscy recenzenci chwalą przekład, siłą rzeczy opierając się niemal zawsze tylko na nim samym (co jest dość ryzykowną podstawą oceny), choć jeden recenzent, Karl-Markus Gauß, wypowiadający się najszerzej o przekładzie, porównywał go – przynajmniej miejscami – z oryginałem. Po drugie, również wszyscy autorzy tych tekstów piszą o formie wierszy, czy to punktowo i/lub ogólnikowo (jak Sybille Cramer, Jürgen Theobaldy i wspomniany Gauß), czy też bardziej całościowo i dogłębnie (pozostali dwaj recenzenci); nieco złośliwie można by powiedzieć, że dopiero teraz krytycy niemieckojęzyczni raczyli ją zauważyć. Po trzecie, piszą o polskim tle niektórych wierszy (u niemal wszystkich recenzentów Guziki i/lub Wilki), uwzględniając też wątki autobiograficzne. Po czwarte, stosunkowo często (bo dwukrotnie) omawianym wierszem jest Mitteleuropa – o którym w polskich recenzjach mało kto wspominał, a jeżeli już, to tylko podając go jako przykład wierszy regularnych, a zarazem ironicznych. I wreszcie po piąte, czterech recenzentów (wszyscy mężczyźni) zauważa fakt cienkości zbiorku – co tym razem było częste również w krajowych recenzjach.
Niemiecka eseistka i krytyczka Sybille Cramer (ur. 1941), wyróżniająca się w gronie recenzentów Rovigo płcią, wyróżnia się także formą swojego tekstu, zatytułowanego Gleich einem denkenden Stein. Ein Sokratiker und die Kraftlinien seines Lebens: Zbigniew Herberts Gedichtband „Rovigo“ [Niczym myślący kamień. Sokratejczyk i linie jego życia: Tom wierszy Zbigniewa Herberta „Rovigo”]. Forma ta jest zdecydowanie bardziej poetycka niż u czterech pozostałych autorów (niestety, negatywną stroną owej poetyckości jest niejasność czy nielogiczność niektórych sformułowań). Co się tyczy treści, Cramer, stwierdzająca na samym początku, że poeta „dokonuje podsumowania swojego życia”, dopatruje się – być może nawet zbyt często – tła autobiograficznego w wierszach analizowanego tomu – na czele z Życiorysem, który komuś, kto choć trochę zna biografię poety (choćby tylko z przedmów Dedeciusa), będzie do niego pasował jak – nie przymierzając – życiorys przedstawiony w Chodasiewiczu do jego rzekomego bohatera. Recenzentka pisze: „Z materiału swojego życia, na którym odcisnęła piętno polska historia tego wieku i udział w ruchu oporu, [Herbert] destyluje walkę o osobistą suwerenność, dającą się przełożyć na skalę narodową. Na końcu, gdy jego spojrzenie wokół zamienia się w spojrzenie wstecz, ów autoportret nabiera bardziej wyraźnych rysów ukrzyżowanego przez »miejsce i czas«”. Elementy tego autoportretu Cramer dostrzega także w wierszu adresowanym do Henryka Elzenberga oraz w Książce, której zakończenie skłania recenzentkę do zagłębienia się w pewien aspekt biografii Herberta, znany jej zapewne z przedmów Dedeciusa: „Przyznawanie się do bogobojnego racjonalizmu ma swoje źródło w historii jego dzieciństwa i młodości, na które wpływ miała opozycja ojcowskiej wiary w rozum i pobożności babki Ormianki”. Po czym Cramer dodaje: „Ale to nie fakty biograficzne interesują piszącego – jego uwaga skupia się na głównych składnikach i siłach sprawczych jego egzystencji”. I tak „Jeden po drugim wznoszone są duchowo moralne i artystyczne filary jego życia. Gotowa hala kolumn pozwala rozpoznać szczegóły: lata pracy, emigrację, walkę w podziemiu – jednak Herbert obywa się w zupełności bez zwyczajowego obnażania siebie. Z mętnej autobiograficznej mikstury zmyślenia i prawdy zostaje prawda”.
W swojej recenzji Cramer nie poprzestaje na szczęście na tropieniu wątków osobistych. Wypowiada się także metaforycznie o sztuce poetyckiej Herberta: „Za trwałość słowa w warsztacie Herberta odpowiada tygiel, który w świetle pytań zasadniczych stapia tak skrajne przeciwieństwa jak własne doświadczenie i historia wiedzy i hartuje materiał życia w połączeniu z historią”. I dalej: „Wiersz jest dziełem wyjątkowego syntetyka, który poprzez pełne napięcia wewnętrzne powiązania łączy samodzielne elementy składowe w ujmująco prosty organizm liryczny. W racjonalnym świetle jego języka wiersz – przy znacznym bagażu znaczeniowym – zyskuje świetlistą cielesność. Można by to nazwać filozofią sztuki, gdyby to pojęcie zamiast do teorii prowadziło do otwartego życia”. Cramer zauważa również, że Herbert „wiąże wiersze z rzeczami i ludźmi. Większość utworów nazywa rozmówcę w dedykacjach i osobistych apostrofach. Wierszowi hermetycznemu, który działa jak rozpuszczalnik na swój materiał, Herbert przeciwstawia materiał wybuchowy, który powstaje w dialogu ze światem i człowiekiem. Jego wiersze są argumentami filozofa życia – i są bardzo przywiązane do konkretu”. Stwierdzenie to skłania autorkę do wzmianki o wierszu Guziki (i przy okazji wyjaśnienia, co tytułowe przedmioty znaczą), a następnie do rozważań na temat utworu tytułowego, wprowadzonych zdaniem „Herbertowska sztuka pamięci opowiada się za najbardziej ulotnym, bezimiennym życiem. Jemu to stawia on pomniki o klasycznym pięknie, choć z klasykami nie ma nic wspólnego”. W Rovigo, „arcydziele przeciętności”, niemiecka recenzentka widzi „zwieńczenie intelektualnej biografii poety”, w przelotnym widoku stacji dostrzega zaś „uosobienie najbardziej nieważnego życia”. Z kolei cały wiersz jest dla niej „manifestem wyjątkowego artysty języka, który w prostych słowach pełnych piękna mówi prawdę. A prawdziwa jest według niego groza”.
W innym tonie wypowiada się o Rovigo niemiecki pisarz, tłumacz i krytyk Dirk Schümer (ur. 1962), autor recenzji Apostel auf Dienstfahrt. Zbigniew Herberts stille Dichtkunst scheut das Pathos nicht [Apostoł w podróży służbowej. Cicha poezja Zbigniewa Herberta nie boi się patosu]. Porównuje on na początku „cienki tomik” Herberta z opasłymi tomiszczami ówczesnej jesieni, w których mowa jest o „problemach historii, narodu i jedności” (porównań z sytuacją w Niemczech będzie w tym tekście jeszcze dużo). W przeciwieństwie do tego „rozległego pola”, „Zbigniew Herbert uprawia swoje z wahaniem, cicho i ze stosownym sceptycyzmem, czy jego poezja w tych prozaicznych czasach w ogóle jeszcze do kogoś dotrze”. Pisząc następnie o tytułowym wierszu, Schümer dochodzi do wniosku, że „Być może w społeczeństwie, które jest spragnione już tylko tego, co spektakularne, szczególne, wiersz jest odpowiednim medium, by mówić o sprawach powszednich i prywatnych – a sprawy powszednie są właśnie zazwyczaj niespektakularne”. Następnie recenzent skupia się na formie wierszy z Rovigo: „Jak oprócz niego chyba tylko Hans Magnus Enzensberger [jeden z najbardziej znanych współczesnych poetów niemieckich – przyp. MS] Zbigniew Herbert wygnał ze swojej poezji wszelkie wysokie tony. Ponad podziałem wersów i strof posługuje on się powszednią tonacją refleksyjnej, kulturalnej rozmowy. Herbert uzyskuje tę opanowaną lakoniczność również poprzez niemal całkowitą rezygnację z interpunkcji”. Podając jako przykład wiersz Widokówka od Adama Zagajewskiego, Schümer stwierdza, że „właśnie te ćwiczenia stylu” – takie jak widokówka, krótki tekst prozą, wiadomość czy formalny życiorys – „okazują się najlepszymi wierszami”. Przecząc następnie swoim stwierdzeniom o braku wysokich tonów w poezji Herberta, niemiecki recenzent pisze: „Drobne formalne triki maskujące należą do jego strategii poetyckiej; nadają one jego poezji pewną zawiłość, jaka cechuje również eleganckie maniery mieszczańskiego Polaka, który wita kobietę pocałunkiem w rękę. Nawet jeśli nie jesteśmy już wytwornymi paniami i panami, to zwyczaj ten mówi: dzięki fikcji żyjmy chociaż nieco przyjemniej. To samo odnosi się do wierszy. Jeśli dają one pierwszeństwo ambitniejszym formom mówienia, zachowują przynajmniej swoją godność”. Z kwestią wyszukanych form wiąże się również patos, którego – zdaniem Schümera – Herbert się nie boi, jeśli jest on na miejscu „i właśnie dlatego, że jest otoczony opowiastkami o rzeczach niespektakularnych, taki wiersz wydaje się trwalszy” – jak np. utwór Wilki, cechujący się regularną strukturą (recenzent sugeruje przy tym, że przypis zamieszczony przez tłumacza jest niepotrzebny, a jednocześnie błędnie pisze, że „jest tu mowa o partyzantach walczących z nazistami”). I wreszcie prawie na końcu swojej recenzji Schümer wraca znowu do polskości Herberta, która tłumaczy jego zdaniem wspomniany brak lęku przed patosem: „To, że Herbert – tak jak w swoim całym, coraz łagodniejszym i przepełnionym rezygnacją dziele – nigdy nie zakazywał sobie uroczystego tonu, związane jest z jego narodowością, której po tym mającym światowe obycie europejskim gawędziarzu normalnie nie widać. Jednak Herbert pochodzi z kultury, w której poeta nie został jeszcze jak u nas zastąpiony poetą-performerem, w której można jeszcze – choć rzadko – usłyszeć, jak ludzie prowadzą wielogodzinne dyskusje o poezji, w której poeci nadal mogą wypowiadać decydujące słowo”. Na dowód tego niemiecki krytyk pisze: „Poeta, który pięknym kobietom swego życia składa nostalgiczny hołd (Przysięga), który się ostro wadzi z Kościołem katolickim (Homilia) albo stylizuje swoje outsiderstwo (Obłoki nad Ferrarą), mógł te wiersze napisać tylko jako Polak”. Schümer zadaje sobie następnie pytanie, czy w materialistycznych Niemczech kiedyś będzie możliwe „pisanie jak Zbigniew Herbert o bohaterstwie i o miłości, o przodkach i o wierze znowu inaczej niż w cudzysłowie” – choć – zdaniem niemieckiego recenzenta – „koniec tłumienia słowa również z poezji Europy Wschodniej uczyni program mniejszościowy”.
Na samym końcu swej recenzji Schümer udatnie parafrazuje tytułowy wiersz tomu: „Rovigo jest cienkim tomikiem. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest arcydziełem przeciętności. A jednak zawiera bardzo dużo. Dwadzieścia sześć wierszy”.
Autor kolejnej, trzeciej recenzji, austriacki eseista i krytyk (redaktor naczelny renomowanego periodyku Literatur und Kritik) Karl-Markus Gauß (ur. 1954), także porusza polskie wątki obecne w Rovigo. Już sam tytuł jego tekstu – Den Toten getreu. Zbigniew Herberts Gedichte „Rovigo“ [Wierny zmarłym. Wiersze Zbigniewa Herberta „Rovigo”] – odsyła nie tylko do wiersza Wstyd, ale i sygnalizuje ciągłą pamięć Herberta o tych, którzy odeszli. Liczące zaledwie 26 wierszy Rovigo prezentuje zdaniem Gaußa wprawdzie „całe spektrum poezji Herberta”, ale recenzent skupia się przede wszystkim na tych „mocnych [niem. bezwingend, dosł. ‘pokonujący’, tu najprędzej ‘przekonujący’] wierszach”, które „opierają się na »etyce wierności«, wobec której autor czuje się zobowiązany od swoich najwcześniejszych publikacji”. Gauß zauważa, że tak jak w twórczości młodzieńczej Herberta, tak i w utworach pisanych na starość znaleźć można wiersze poświęcone ofiarom ostatniej wojny: „bezimiennym bojownikom ruchu oporu” i „pomordowanym w Katyniu”. Recenzent austriacki, który jako jedyny najbardziej konkretnie pisze o samym przekładzie (bo porównywał go z oryginałem), nie tylko wspomina o tym, że „na żaden inny język ten cieszący się światowym uznaniem autor nie jest tak szybko przekładany jak na niemiecki” i chwali tłumacza za to, że przekłada on „z rozsądkiem, wyczuciem i pewnością siebie”, ale i podaje przykład jego rozwiązań zaczerpnięty właśnie z wiersza traktującego o mordzie katyńskim: „Tam, gdzie w polskim oryginale mowa jest o »białoruskim lesie« [gwoli ścisłości: o „smoleńskim lesie” – przyp. MS], który u nas każdy może inaczej rozumieć, tłumaczy on go od razu nazwą »Katyń«, owym miejscu masakry, której dokonało na polskich oficerach KGB i o której w Polsce każdy przy takim sformułowaniu myśli”.
Gauß – świadomy najwyraźniej głównych cech Herbertowskiej poezji – pisze również, że poeta przywołuje ponadto grecki antyk (a sama Grecja jest „obecna w twórczości tego poety doctusa tak jak historia kultury Włoch, Francji, Anglii i Holandii”), co jednak jest równie mało prawdziwą informacją w odniesieniu do Rovigo, jak następujące chwilę później zdanie, że poezja Herberta – w porównaniu z twórczością innych znanych polskich poetów – „jest najsłabiej zakorzeniona w specyficznej polskiej tradycji i najbardziej zdecydowanie przyswoiła sobie różnorodne dziedzictwo kultur europejskich”. Stanisław Barańczak nazwałby to zapewne typowym uproszczeniem zagranicznego krytyka.
Recenzent dostrzega w Rovigo także inną stałą cechę twórczości poetyckiej Herberta, jaką jest ironia. Jako przykład jej użycia podaje wiersz Mitteleuropa, wspominając przy okazji znowu o kwestiach przekładowych – a konkretnie o tym, jak tłumacz oddał obecne w oryginale „niezbyt poprawne, lekko nietrafione rymy”. I wreszcie na koniec Gauß pisze o wierszu tytułowym, w którym Rovigo „skłania autora do egzystencjalnej, lirycznej wypowiedzi o sobie”.
Autorem czwartej recenzji Rovigo jest niemiecki pisarz i krytyk Jürgen Theobaldy (ur. 1944). Jego recenzja, zatytułowana Erinnerungen an Begegnungen, denen keine Zukunft beschieden war. Neue Gedichte des polnischen Lyrikers Zbigniew Herbert: „Rovigo“ [Wspomnienia spotkań, które nie miały przyszłości. Nowe wiersze polskiego poety Zbigniewa Herberta: „Rovigo”], wyróżnia się już na początku twierdzeniem, że Rovigo jest wyraźną kontynuacją dotychczasowej twórczości poetyckiej Herberta: „Nic nowego – powiedzieć tak o pisarzu, który dotychczas wydał pół tuzina tomów wierszy, a potem przynajmniej niemieckim czytelnikom kazał czekać dziesięć lat na następny tom, znaczy w przypadku Zbigniewa Herberta tylko to, że ten polski pisarz i eseista zachował swoje umiejętności bez uszczerbku. Obecne, jednak nowe wiersze bez trudu nawiązują pod względem tonacji i tematyki, dystansu wobec gier słów i retoryki do ostatnich u nas publikowanych zbiorów”. Przypominając widoczne również w nowym tomie przekonanie Herberta, że „poezja we wszystkich swoich ambitnych próbach zawsze stara się dotknąć rzeczywistości”, jak też przyświecający poecie cel czerpania z zajmowania się historią „uniwersalnego współczucia”, Theobaldy zauważa, że w Rovigo – i to „w dwóch spośród najmocniejszych wierszy” – znowu pojawia się Pan Cogito, „dyskretnie zajęty własnymi wspomnieniami”. Krytyk dostrzega – jak niemal wszyscy inni recenzenci – szczupłość tomu, jak również zwraca uwagę na fakt, że autor spogląda w nim wstecz: „Rovigo stało się lub pozostało cienkim tomikiem i przywodzi na myśl późne żniwo: osobiste świadectwa również rozprawiania się z przyjaciółmi i rzeczami zaprzepaszczonymi, z pozostawieniem za sobą walki o przemyślaną formę, z rzadką odrobiną samozadowolenia ze zwycięstwa nad rozemocjonowaniem lat wcześniejszych, jeszcze rzadziej z nadmiernym cieniem pewności pisania dalej klasycznego już dzieła. Przebłyskuje tu patos, lekko jedynie, ponieważ jest tłumiony wstydem autora, że nadal ma rację, że doświadczył prawdy lub po prostu – żeby nie powiedzieć: nawet – szczęścia. Jest to patos odwołania, zrozumienia logiki zdarzeń minionych, które jest bliskie zgody, ale nigdy nie jest nią w pełni. Herbert pisze raczej z cichego przekonania kogoś, kto nie chce podważać swoich korzeni, bo by upadł, ale kto właśnie tej niewypartej prawdzie patrzy w oczy, umiejąc uniknąć tego upadku”, co Theobaldy ilustruje zakończeniem wiersza Do Piotra Vujičića. Herberta ma cechować w Rovigo skłonność do „paradoksu, niejako dialektyki bez pogodzenia, przy pomocy której stara się on ująć całe życie”. Poeta nie potrzebuje już tego pogodzenia i nie śpieszy się, jako że „w sprawach ducha najgorszą rzeczą jest pośpiech”. Owego pośpiechu – zdaniem krytyka – rzeczywiście nie widać, dostrzec można za to „pamięć o tych, którzy nie mogli z nim dzielić takiego doświadczenia”. Ponadto „Z późnych 26 wierszy Herberta można być może się dowiedzieć, czym jest dojrzałość: mimo akceptacji biegu zdarzeń na świecie pozostać niepogodzonym, jednak bez popadania w gorycz, mieć oparcie w pewności, że przynajmniej ci, których się brało i bierze za wzór, nigdy się nie poddali”. Mówiąc o żegnaniu się z nimi i przytaczając następnie zakończenie wiersza Pan Cogito na zadany temat: „Przyjaciele odchodzą”, Theobaldy zwraca uwagę na cechujące poetykę Herberta odwlekanie pointy: „Nic nie wydaje mu się mniej godne osiągnięcia niż szybka pointa”. Poeta pisze tak, jakby miał do niej zaraz dojść, ale jej unika i idzie dalej. W kontekście pożegnań krytyk zauważa: „Herbert tak kształtuje owe pożegnania, że żegnane osoby przywołuje do własnego życia. Bojowników ruchu oporu tak samo jak rozstrzelanych polskich oficerów z Katynia, którzy na czas wiersza i jego echa zaludniają głowy czytelników”. Takie przywoływania „mogą się również odrywać od przygnębiających wydarzeń”, np. w wierszu Przysięga, w którym podmiot liryczny, tożsamy niewątpliwie z poetą, wspomina nieoczekiwanie ujrzane kobiety. „Takie ulotne momenty zwiększają znacznie pewność siebie, a jednak są zarazem dowodem spotkań, które nie miały przyszłości”. Podobnie jak było w przypadku miasta Rovigo, które pod koniec życia „staje się nagle metaforą niespełnionej tęsknoty – za czym?”. Recenzent twierdzi, że za dwukrotnym przywoływaniem Rovigo kryje się „przeczucie, że życie – jakkolwiek by było intensywne – zachowuje niezaspokojoną resztę, ponieważ samo oczekiwanie jest życiem. Dobrze temu lub tej, którzy mogą podstawić spełnienie za oczekiwanie. Twórczość Herberta powinna chronić swojego autora przed zazdroszczeniem tego innym”.
Ostatnią, piątą recenzją Rovigo jest tekst niemieckiego eseisty i krytyka Rolfa Michaelisa (ur. 1933) zatytułowany Die Wahrheit? Das Grauen. Das Normale als Besondere preisen: Zbigniew Herberts Gedichtband „Rovigo“ [Prawda? Groza. Wychwalać normalność jako coś szczególnego: tom wierszy Zbigniewa Herberta „Rovigo“]. Recenzja ta jest najdłuższa ze wszystkich, ale zarazem być może najciekawsza – także dla polskiego czytelnika. Początkowe wątki tego tekstu są podobne do tych, jakie znajdziemy w omawianym wyżej artykule Dirka Schümera: Michaelis nazywa nowy tom Herberta „jedną z cichych, ale dlatego tym potężniejszych książek w hałasie opasłych cegieł wydanych tej jesieni”, wspomina też o rezygnacji autora ze stosowania przecinków oraz o „czasami prawie trącącym niedbałością tonie parlando”, którym Herbert „uwodzi” niemieckich czytelników. Inna jest tu jednak interpretacja użycia tych środków i inne są kontynuacje tych spostrzeżeń: w zaniechaniu interpunkcji Michaelis widzi czynnik zmuszający czytelnika – podobnie jak tego z wiersza Książka – do uważnej lektury, by nie „łączyć ze sobą tego,